Jakub Foryś (ZMM Maxpol): Już osiągnęliśmy sukces, choć nikt na nas nie stawiał

Największą pozytywną niespodzianką tego sezonu w Lidze Firm Rzeszów jest ZMM Maxpol. Drużyna ta przed startem rozgrywek nie była faworytem, a mimo to obecnie legitymizuje się kompletem zwycięstw, w tabeli ustępując jedynie Butyjana.pl. Jakie panują nastroje w zespole? Jakie cele stawia sobie ZMM Maxpol? M.in. te kwestie poruszamy w obszernej rozmowie z kierownikiem drużyny, Jakubem Forysiem. 

LFR: Pompujemy balonik? ZMM Maxpol liderem po 3 kolejkach, teraz już z górki i prosta droga do mistrza? Tu już nie ma przypadków – są tylko znaki. Zakładaliście przed sezonem ze będziecie prowadzić w tabeli?

Jakub Foryś: Ambicje u nas zawsze były ogromne, ale nie zakładaliśmy aż tak dobrych wyników. Jesteśmy dumni a zarazem zszokowani, jak chyba każdy w typerze. Z jednej strony nic nie przewidywało takiego wyniku w lidze – słaby turniej w Zakopanem bez żadnej wygranej, dwie wygrane w turnieju o Puchar Prezydenta, w tym jedna w ostatniej sekundzie – ale też dwie przegrane. No i sparing z Ikeda Sushi przed sezonem, przegrany jak mnie pamięć nie myli 15:2. Szczerze? Dalej tego nie rozumiemy. Recepta może być w tym, że my się po prostu lubimy, że pracujemy ze sobą, rozmawiamy o piłce i o meczach, a gdy masz tak zgrana ekipę – to i pracuje i gra się znacznie lepiej.

Ale nie pompujemy nic. Nie przesadzajmy – jest wiele mocniejszych ekip od nas w tej lidze, którym może zagramy na nosie, a może oni się po nas przejadą. Zobaczymy. Na razie terminarz mam sprzyja, ale schody mogą się dopiero zacząć.

 

A czy pojawia się coraz większą presja z meczu na mecz? Robicie najlepsza oglądalność, każdy was komentuje i mówi w samych superlatywach. Utarliście w końcu nosa faworyzowanej drużynie Pan Materac. Na korytarzach waszej firmy mówi się o waszych wynikach?

J.F.: W naszej firmie zawsze oglądało się nasze mecze i czujemy wsparcie w tym co robimy – bez względu na wyniki. Ale to że widać nas, że gramy i że coś tam wygraliśmy – daje efekty. Coraz więcej osób z firmy chce reprezentować barwy ZMM MAXPOL w różnych sportach, jak np. biegi czy tenis. Kto wie, może uda się stworzyć u nas taki “Active Team” jaki kiedyś miało G2A?
Zawsze także fajnie pogadać po naszych meczach nie tylko o pracy. Nie ma żadnej presji. Chcemy wygrywać, bo przecież nie wygrywaliśmy zbyt często w naszej historii, ale znamy też nasze możliwości. Wystarczy jedna gorsza zmiana, wystarczy jeden duży kontrahent z nagłym zleceniem, a znów pojawią się nam problemy ze składem. Jak widać teraz jest nas dużo, ale lada moment może być mas mniej. Taki urok piłki firmowej i grania jako dodatku do pracy, a nie pracy jako grania. Co do zmiany w odbiorze – my jakoś nigdy nie mieliśmy z nikim problemów osobowych w lidze. Gdy przegrywaliśmy po 10:0 zawsze graliśmy do końca, nie odpuszczaliśmy i staraliśmy się wyciągać wnioski z tych meczów. Nigdy na nikogo się specjalnie też nie nastawialiśmy, czy nie planowaliśmy wygranych (no może poza Kruszgeo, które z racji na powiązania rodzinne osób z obu firm traktowaliśmy jako mini-derby i zależało nam na wygranej). Nawet gdy gramy z Teknią, która przecież jest firmą o niemalże takim samym profilu jak my – to gramy bardziej przyjacielsko niż jako konkurencja. Dość pomyśleć że w Tekni występują teraz nasi koledzy z zespołu, z poprzednich lat – Denis i Maciek – a barwy Tekni w poprzedniej edycji reprezentował nasz kapitan Dawid. A także wielu pracowników firmy Teknia to niegdysiejsi pracownicy Maxpolu. Dodatkowo najwięcej meczów w naszej historii rozegraliśmy z MixBlachem/Ikeda Sushi – w tym mecze sparingowe, gdzie chłopaki nauczyli nas, że nie zawsze umiejętności są najważniejsze na parkiecie, a walka do samego końca i bycie nieustępliwym.
A co do Pana Materaca – zawsze fajnie, gdy faworyt przegrywa. Zawsze miło się patrzy, jak chłopaki które grają w piłkę tylko na lidze firm, wygrywają z ligowymi przeciwnikami, których można zobaczyć np. w 4 lidze. To podbudowuje morale nie tylko nasze, ale wszystkich pozostałych drużyn, które widzą, że w tej lidze każdy może pokonać każdego.

 

Powiedziałeś o składzie. ZMM Maxpol zawsze miał dużo zawodników zapisanych w zespole, a także sporo gości w początkowych fazach rozgrywek. W waszych barwach zagrał nawet Prezes Wydziału Futsalu, Łukasz Krawczyk. W tym sezonie skład też się różni względem poprzednich lat. Opowiedz coś o nim.

LFR: Tak jak wspomniałem – jesteśmy duża firmą, zatrudniamy niemalże 250 osób i będziemy zatrudniać jeszcze więcej. Niestety – dla naszej futsalowej drużyny – nie zatrudniamy kluczem umiejętności piłkarskich, tylko przydatności w pracy – stąd czasem korzystamy z zewnętrznej pomocy. Grali z nami zawodnicy Heiro występujący w 1 lidze futsalu, bronił przecież cały sezon rewelacyjny Marcin Kryszpin, niegdyś broniący barw G2A, czy wspomniany Łukasz, który przypłacił ten występ kontuzja. W tym sezonie, w naszym składzie występuje naprawdę dobry na parkiecie, ale świetny także na trawie Kuba Przeplata, wychowanek Stalówki. Do niego dołączył już po raz kolejny Marcin Malankiewicz, grający w różnych amatorskich rozgrywkach w Rzeszowie przez kawał czasu. Jednak naszą największą gwiazdą i to nie strzelecką, jest Tomasz Orłoś – bramkarz Reprezentacji Polski Osób Niesłyszących w Futsalu. Człowieku, ile on nam już wybronił, to głową mała! Tomek nas ustawia, Tomek nam niesamowicie pomaga i faktycznie chłopaki go słuchają – i to daje efekty.
Reszta chłopaków to pracownicy naszej firmy, z różnych jej działów, od produkcji, przez narzędziownie i magazyny, po biura.

 

Muszę zadać to pytanie: czy łatwo wam się porozumiewać na parkiecie? Czy brak możliwości komunikacji z bramkarzem stwarza wam problemy i powoduje niejasności np. w ustawieniu na boisku?

J.F.: Czasem niejasności są, ale piłka nożna, futsal, czy nawet tenis to sporty, które mają swój język i nie jest on pisany czy mówiony. Ten język poznaje się po pewnym czasie. Piłka to sport, w którym każdy, z czasem, może porozumiewać się bez słów. W naszym zespole występują głuchoniemi i nie odstają poziomem od nikogo. Wręcz przewyższają poziomem wiele gwiazd i gwiazdeczek, które zostały brutalnie zweryfikowane przez parkiety ligi firm. Mamy Krzyśka Szałyge, który gra szaleńczo i z roku na rok rozwija się i w pracy i w grze. W tym roku dołączył do nas Darek Pleśniak, który po kilku latach sportowej posuchy postanowił pokopać razem z nami. To są chłopaki, które grają i pracują w naszej firmie. A chłopaków niesłyszących lub słabosłyszących mamy w firmie sporo – i są to niesamowici ludzie. Dzięki nim mobilizujemy się do nauki migowego, czy też wypracowujemy własne sposoby komunikacji, bo przecież rozmawiamy ze sobą w firmie na temat bieżących działań. Dzięki nim jesteśmy wyrozumialsi i wiemy że “nobody’s perfect”.
Poza tym jesteśmy ZMM Maxpol – niegdyś zakład pracy chronionej. Jesteśmy firmą która zatrudnia osoby niepełnosprawne z różnymi schorzeniami i problemami. I jak ktoś chce grać z nami – to potrzebuje tylko buty. Nawet nóg sprawnych mieć nie musi, bo co drugi na parkiecie ich nie ma, a każdy uważa się za Mbappe 🙂

 

Wróćmy do rywali i do samej ligi: jak oceniasz szanse Maxpolu na końcowy sukces? Czy obecny poziom to jest to, czego się spodziewaliście? Jakie plany na przyszłość?

J.F.: Po pierwsze: my już odnieśliśmy sukces. Nikt na nas nie stawiał, a utarliśmy nosa i być może przeszkodziliśmy, lub utrudniliśmy komuś zdobycie mistrzostwa. Już zapadliśmy w pamięć – także nic już nie musimy. Teraz tylko możemy. Szanse na końcowy sukces oceniam na takie mocne 50% – albo się uda, albo się nie uda. Za faworytów ligi uważam Teknię, za czarnego konia – Serwis Kop Extreme. Poziom rozgrywek też jest wyższy niż kiedykolwiek, stąd nie wiadomo jak potoczą się rozgrywki do końca. Ciężko to stwierdzić, gdyż ten parkiet, ta hala i granie tutaj jest nieobliczalne. Niestety, tak jak większość ekip, zgadzamy się że ta hala nie jest idealna do gry w futsal. Trochę jestem zdziwiony, że w mieście innowacji przez kilka lat nie dało się zbudować dobrej hali do rozgrywek futsalowych, a te które są – nie chcą wpuszczać nikogo na jakiekolwiek rozgrywki, wolą stać puste i nie zarabiać. Ot państwowe zarządzanie, prawda? Przykro, że miasto od kilku tygodni nie jest w stanie nic z tym zrobić i zachowuje się, jakby biznes był dla nich tylko przeszkodą, solą w oku. Szkoda, że nie udało się zbudować hali, gdzie firmy zostawiające kawał grosza w podatkach miejskich, mogłyby grać na równym poziomie, w optymalnych warunkach. Przykro, że miasto które z roku na rok promuje się na nowoczesne daje ciała w takim prostym temacie. Sam projekt tej hali, chociaż to jest bardziej sala aniżeli hala, jest fatalny. Taka hala sportowa z prawdziwego zdarzenia mogłaby być nie tylko świetną inwestycją dla Szkoły Podstawowej nr 37, na której to rodzice mogliby oglądać swoje dzieci podczas rozgrywek międzyszkolnych i dopingować ich z trybun, ale przede wszystkim mogłaby być centrum sportowym na wspaniałym osiedlu Drabinianka. Nikt o tym nie pomyślał za w czasu i efekty widać.

Ale jako że nie ma gdzie indziej grać, to męczymy się tutaj jak pozostali. Szkoda, bo patronat miasta to coś, co za czasów prezydenta Ferenca znaczyło bardzo wiele, coś co było niesamowitym prestiżem i każdy objęty tym patronatem mógł liczyć na pomoc i zaangażowanie ze strony miasta. Męczymy się z grą na tej hali, męczymy się z z dojazdem do hali (bo przecież Kwiatkowskiego stoi przez pół dnia w korku) no i z lekkimi kontuzjami, które są spowodowane zbyt mała przestrzenią do gry i śliską, nieprzygotowaną na futsal, nawierzchnią. Swoją drogą w lidze miał grać Urząd Miasta, który pokonaliśmy w turnieju o Puchar Prezydenta – ciekawe, czy gdyby prezydent Fijołek przyjechał rozegrać chociaż jeden mecz na tej hali, to dalej byłby z niej tak dumny, jak na jej otwarciu we wrześniu. Bo śmiem w to wątpić. Liczę, tak jak chyba wszyscy pozostali w naszej lidze, że miasto jednak stanie na wysokości zadania i udostępni nam inną halę, gotową na rozgrywki futsalu na takim fajnym poziomie, jaki jest w Lidze Firm.